Ferratę Intersport znaliśmy głównie ze zdjęć – ujęcie 40-metrowej drabiny jest dość znane w Internecie. Będąc w Austrii stała się jednym z naszych wspinaczkowych celów. Położona jest po zachodniej stronie Dachsteinu w okolicy uroczego jeziora Vorderer Gosausee. Polecamy spacer wokół niego przed lub po pokonaniu ferraty.
Zanim przejdziemy do szczegółowego opisu przejścia jeszcze kilka ciekawostek. Ferrata Intersport powstała w 2002 roku, ale dopiero po zamontowaniu drabinki łączącej Klein Donnerkogel i turnię Donnermandl w 2017 roku zyskała na popularności. Z samym jej powstaniem łączą się też pewne kontrowersje. Ostatni odcinek ferraty został poprowadzony na drodze wspinaczkowej, której autorem jest austriacki alpinista Paul Preuss, co przez środowisko wspinaczkowe zostało odebrane jako swego rodzaju profanacja.
Poziom | C/D* |
Czas (podejście/ ferrata/ zejście) | 25 min**/ 180 min/ 90 min |
Przewyższenie ferraty | 470 m |
Wystawa | NW |
Start | Parking przy dolnej stacji kolejki Goasukammbahn- mapa |
Topo | KLIK |
Kolejka (cena i godziny otwarcia) | 21 euro w dwie strony za osobę dorosłą (2023) Start o 8:15 Więcej informacji na tej stronie |
**czas podejścia od górnej stacji kolejki
Podejście
Zatrzymujemy się na parkingu przy dolnej stacji kolejki Gosaukammbahn, skąd gondolą wjeżdżamy w okolice schroniska Gablonzer. Kierujemy się w jego stronę ścieżką, a potem odbijamy na lewo szlakiem 611 w kierunku ściany, którą biegnie ferrata. Podejście jest dobrze oznaczone i zajmuje około 20-25 minut.
Darmową alternatywą jest podejście szlakiem 620 znad jeziora. Droga pod Gablonzer Hütte zajmuje około 1,5 godziny.
Przebieg
Ferrata składa się z 4 etapów. Po drodze można skorzystać z kilku wyjść ewakuacyjnych.
Etap I
Ferrata rozpoczyna się od wspinania po kancie, które potem przechodzi w długi trawers. Najciekawszym i zarazem najtrudniejszym odcinkiem tego etapu jest przejście stromym, pionowym zacięciem. Ułatwieniem są dla nas metalowe kołki. Mimo wszystko przez lekkie przewieszenie ten moment jest dość siłowy i wyceniany na C/D. Potem mamy szansę odpocząć poruszając się łatwiejszym terenem, po którym czeka nas trawers po płycie z użyciem metalowych kołków. Po zygzakowatym podejściu w kosodrzewinie przed nami są jeszcze do pokonania dwie drabinki.
Etap II
Większość tego etapu to mozolne poruszanie się ziemistą ścieżką między kosówkami. Momentami bywa stroma, więc cały czas korzystamy z ubezpieczeń. Dopiero jak naszym oczom ukazuje się 40-metrowa drabina serca zaczynają nam bić szybciej, zwłaszcza, że poruszamy się przyjemnym, wznoszącym trawersem w jej kierunku.
Mijamy po lewej stronie siodło (dobre miejsce do robienia zdjęć osobie będącej na drabinie) i docieramy do drabiny, przy której wisi tabliczka informująca o tym, że mogą na niej przebywać max. 4 osoby naraz. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie przechodzenia tego odcinka z trzema innymi osobami, bo drabina jest bardzo chybotliwa. Mając jedną osobę przede mną ciężko mi było przepinać się między kotwami (których jest 8). Samo przejście drabiny nie jest trudne, jednak ekspozycja i chybotanie mogą być dla niektórych kłopotliwe.
Wyjście z drabiny na skałę jest dość nieoczywiste i niewygodne. Każde z nas pokonało je w inny sposób. Następnie czeka nas drugi, kluczowy, wyceniany na C/D odcinek. Pionowa wspinaczka jest dość wymagająca siłowo, ale jednocześnie bardzo ciekawa. Uważnie wspinamy się na grań Donnermandl.
Etap III
Ten etap to ominięcie drabiny i poruszanie się szlakiem ferraty sprzed 2017 roku. Z siodła trzeba przejść najpierw łatwym terenem, a następnie trawersem (wycenianym za C) podejść do wylotu drabiny i opisanego wyżej kluczowego momentu za C/D.
Możliwe jest również ominięcie i tego wspinaczkowego odcinka. Korzystając z wyjścia awaryjnego można obejść turnicę i dojść do przełączki pod Donnerkogel.
Etap IV
Pokrywa się z drogą wspinaczkową Paula Preussa, którego postać wspominaliśmy we wstępie. Jest to piękny, graniowy, niezwykle ekscytujący odcinek, który nam przyniósł najwięcej satysfakcji.
Zejście
Ferrata kończy się tuż przed szczytem Großer Donnerkogel (2054 m n.p.m.). Już nieubezpieczoną granią docieramy do krzyża, który stoi na szczycie. Po pamiątkowym zdjęciu mamy czas na odpoczynek ze wspaniałym widokiem na lodowiec Dachstein.
Ze szczytu idziemy dobrze oznaczonym szlakiem 628. Ścieżka jest kamienista i stroma – zdecydowanie wchodzi w nogi. Droga trawersuje wzdłuż zbocza, momentami jest ubezpieczona. Po dojściu do siodła Törleggsattel kierujemy się w stronę schroniska znaną nam ścieżką, a potem dalej do górnej stacji kolejki.
Po przejściu tej ferraty mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony pokonanie 40-metrowej drabiny było dla nas niezwykle ekscytujące. Kolejny fragment poprowadzony granią był wspaniałym, wspinaczkowym doświadczeniem, a widoki ze szczytu były warte każdej kropli potu wylanej na podejściu. Z drugiej strony część ferraty to naprawdę nieciekawe przejście ścieżką. Ten odcinek nam się najzwyczajniej dłużył i był nużący. Natomiast największym minusem była zbyt duża liczba osób. Od samego początku ferrata była zatłoczona, a część osób wręcz napierała na nas od tyłu, nie utrzymując dystansu jednej kotwy. Ani to przyjemne, ani bezpieczne.
Jak ominąć tłumy?
Żeby zwiększyć komfort i satysfakcję z przejścia warto wybrać się, gdy ludzi jest mniej, czyli:
- od poniedziałku do piątku
- poza sezonem
- poza godzinami otwarcia kolejki (wchodząc szlakiem 620)
O przygotowaniu i sprzęcie na via ferraty piszemy tutaj
Jeśli wybierasz się do Asutrii samochodem lub kamperem zachęcamy do zapoznania się z tym wpisem.