Kto choć raz nie marzył o podróży kamperem? Spanie przy brzegu morza, piękne zachody słońca, śniadania na świeżym powietrzu i przede wszystkim ogromna niezależność… Gdzieś nam się bardziej spodoba albo jesteśmy zmęczeni? Możemy po prostu zatrzymać się i zostać na dłużej. W wyobraźni widzę te niezliczone zdjęcia odzianych w wełniane skarpety stóp, a w tle… otwarty bagażnik vana i przepiękny widok na góry, lub morze… Czy tak naprawdę wygląda życie w vanie? Zapraszamy do wpisu, w którym opowiemy jak nam się mieszkało w kampervanie w trakcie naszej 3-tygodniowej podróży po parkach narodowych USA.
O tym dlaczego zdecydowaliśmy się na podróż vanem (analiza opcji transportu, kosztów, firm) pisaliśmy w poście USA kampervanem – jak przygotować się na roadtrip.
Jak wyglądał nasz kampervan?
Naszym “domem” na amerykańskie wakacje stał się Dodge Grand Caravan Chrysler Town przerobiony na mini-kampera. Tylne siedzenia zostały zastąpione konstrukcją, która mogła być wykorzystywana jako łóżko, a po złożeniu jako stół i ławka do siedzenia. W naszym przypadku służyła wyłącznie do spania, bo nie chciało nam się jej codziennie składać. Poza tym nie bardzo wiedzieliśmy gdzie wtedy mielibyśmy trzymać materac, pościel i walizkę. W bagażniku mieliśmy akcesoria kuchenne: lodówkę turystyczną, kuchenkę, butle gazowe, naczynia, baniaki z wodą i stół kempingowy. Ponadto w skrytkach pod łóżkiem trzymaliśmy rozkładane krzesła i śpiwory, a w różnych zakamarkach pochowane dolce i dokumenty.
Nocowanie
Największymi plusami były bliskość natury, bardzo duża niezależność i możliwość spania w mniej typowych miejscach (np. w zatoczce z widokiem na Golden Gate Bridge w San Francisco – wschód słońca z takim widokiem nie zdarza się często). Czasami bywało tak, że jakieś miejsce wciągnęło nas na dłużej, więc po prostu w nim zostawaliśmy – bez presji, że przepada nam rezerwacja.
Z drugiej strony poszukiwanie noclegu nie raz zajmowało nam sporo czasu. Prawie codziennie od około 18.00 jedynym tematem było poszukiwanie miejsca do spania – w internecie, a potem w realu. Dodatkowo po zmierzchu zaczynała nam działać wyobraźnia. Miejsce, które nocą wydawało nam się straszne i groźne, w promieniach porannego słońca okazywało się bezpieczne i często… piękne.
Z resztą temat nocowania zasłużył na osobny wpis, w którym znajdziecie sposoby na tani nocleg w USA oraz listę sprawdzonych przez nas legalnych i bezpiecznych miejsc.
Gotowanie to wyzwanie
Gotowanie
W tak małym kampervanie jak nasz nie było możliwości gotowania w środku. Za każdym razem musieliśmy rozstawiać nasze stanowisko – stolik, na nim kuchenka, a obok podczepiona butla gazowa. W takich warunkach staraliśmy się gotować niewymagające potrawy (owsianka na śniadanie, makaron z sosem). Na szczęście całkiem często udawało nam się znajdować miejsca ze stołami kempingowymi (w rest area przy autostradach, w parkach narodowych, przy większych parkingach). Dzięki temu zyskaliśmy dodatkowy blat roboczy do krojenia warzyw, ustawiania naczyń oraz wygodny stół.
W drugiej części wyjazdu wieczory i poranki były bardzo zimne, więc dodatkowym wyzwaniem było samo spożywanie posiłku. Żeby uniknąć jedzenia skostniałymi palcami i szczękając zębami: rano czekaliśmy aż słońce zacznie przygrzewać, a wieczorem staraliśmy się wszystko gotować przed zachodem albo po prostu jedliśmy w samochodzie.
Przechowywanie żywności
Kolejna sprawa to przechowywanie żywności. Robiliśmy zakupy co 2-3 dni, ponieważ jak najwięcej czasu chcieliśmy spędzać w parkach. Poza tym, taka też była pojemność naszej lodówki i przestrzeni w bagażniku, żeby się ze wszystkim zmieścić. Nie mieliśmy elektrycznej lodówki turystycznej, więc kupowaliśmy wielkie worki lodu, które kładliśmy na dnie pojemnika. W ten sposób byliśmy w stanie utrzymać świeżość produktów do 3 dni. Produkty suche mieliśmy posegregowane w oddzielnych workach, żeby wyjmować tylko potrzebne składniki do poszczególnych posiłków.
Zmywanie naczyń
Po zjedzeniu dobrze jest zmyć naczynia. Mając do dyspozycji samochód bez zbiorników na wodę oraz “ścieki”, w większości miejsc było to wyzwaniem. Na kempingach, gdzie były łazienki z bieżącą wodą to nie stanowiło problemu. Jednak na pustynnych przestrzeniach (np. Joshua Tree National Park, Death Valley) albo śpiąc na dziko, nie było to już takie łatwe. Zwłaszcza, że nie chcieliśmy zanieczyszczać środowiska detergentami. Kończyło się to tym, że jeśli tylko była okazja to myliśmy naczynia przy kranach w rest area przy autostradach, a jeśli nie to obmywaliśmy je jedynie wodą, albo czyściliśmy ręcznikami papierowymi. Niestety od momentu wjechania do Yosemite, aż do końca wyjazdu (czyli przez 7 dni) nie znaleźliśmy miejsca na umycie naczyń. Cóż… przeżyliśmy. 🙂
Prysznic to luksus
Mimo, że sposobów na wzięcie prysznica podczas podróży vanem jest sporo, to nie zawsze łatwo z nich skorzystać w każdym momencie. Będąc jeszcze w LA korzystaliśmy z pryszniców przy plaży. Robiąc zakupy w Walmarcie zaopatrzyliśmy się na wszelki wypadek w prysznic solarny. Korzystaliśmy z niego dwa razy i było to zdeterminowane niskimi temperaturami w drugiej części wyjazdu. Gdyby nie to na pewno służyłby nam dużo częściej. Do kąpieli pod tym prysznicem używaliśmy biodegradowalnych, bezpiecznych dla środowiska szamponów i żeli do kąpieli. Sporo takich środków jest dostępnych w internecie i zachęcamy do nabycia ich przed wyjazdem.
Kolejną opcją są oczywiście kempingi. Na większości z nich można skorzystać w prysznica, nawet nie zatrzymując się na nich na noc. Zazwyczaj płaciliśmy za taką przyjemność $5. Płatne prysznice są też dostępne w niektórych parkach (np. w Bryce, przy wejściu do Zion). Dlaczego prysznic to luksus? Bo nie jest tak łatwo dostępny jak w domu. Czasami nie mieliśmy okazji na kąpiel przez 2-3 dni i wtedy nasz dzień skupiał się na tym, żeby znaleźć możliwość na wzięcie prysznica. Można też powiedzieć, że kąpaliśmy się na zapas, bo nigdy nie wiedzieliśmy jak nam się ułoży kolejny dzień.
Co zrobilibyśmy inaczej?
Pierwszą rzeczą, która przychodzi nam do głowy to wypożyczenie większego samochodu, żeby mieć możliwość gotowania wewnątrz i mieć więcej prywatności. Ponadto więcej czasu poświęcilibyśmy na wyszukanie miejsc na nocleg oraz ich alternatyw, bo czasami zajmowało nam to parę godzin w ciągu dnia. Poza tym, podróżowanie vanem spełniło nasze wszystkie oczekiwania.
Dlaczego polecamy taki rodzaj podróżowania?
Życie w vanie dało nam przede wszystkim możliwość przebywania blisko natury. Śpiąc w motelach nie mielibyśmy okazji przeżyć tylu wieczorów pod miliardami gwiazd. Z nostalgią wspominam wpatrywanie się w Drogę Mleczną i rozmowy o wszechświecie, które prowadziliśmy jedząc kolację. Nie przeżylibyśmy pierwszej nocy na pustyni, nie doświadczylibyśmy tylu emocji śpiąc w zatoczce pod Yosemite bojąc się, że napadną nas niedźwiedzie, nie jedlibyśmy śniadania skąpani w świetle wschodzącego słońca w Monument Valley. Mieliśmy okazję pobyć z dala od zgiełku miast, z dala od tłumów. Na początku samotność, cisza i mrok wydawały się straszne, bo nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni w naszym przebodźcowanym świecie, ale potem dawały nam naprawdę wiele przyjemności.
Ogromnym plusem podróżowania vanem jest również niezależność i brak kurczowego przywiązania do planu. Nie mieliśmy zarezerwowanych żadnych noclegów, które obligowałyby nas do pojawienia się gdzieś w określonym terminie. Jeśli gdzieś podobało nam się bardziej, albo po prostu robiło się późno, a my byliśmy zmęczeni, szukaliśmy miejsca na nocleg w najbliższej okolicy i zazwyczaj się to udawało bez problemu.
Taki rodzaj podróżowania na pewno nie jest dla każdego i wymaga paru poświęceń, ale osobom kochającym przyrodę, wolność i przygodę polecamy wypożyczenie kampervana i ruszenie w drogę!